Czego uczy serial Taboo?
Reading Time: 3 minutesKiedy nazywające siebie krytykami filmowymi pierdołowate wymoczki z Filmwebu zarzucają jakiejś produkcji nudę i manieryzm, to znaczy, że zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Bo wiecie, jaka jest zasada – system zawsze należy odczytywać na opak i postępować wbrew jego sugestiom. Jednym z przypadków, w których ta zasada obowiązuje, jest właśnie rzekomo nudne Taboo z rewelacyjnym Tomem Hardym w roli głównej.
Ten ośmioodcinkowy serial opowiada historię Jamesa Delaney’a – brytyjskiego arystokraty owianego mroczną tajemnicą. Po wielu latach spędzonych w Afryce bohater wraca do rodzinnego Londynu, w którym ma przejąć spadek po zmarłym ojcu. Okazuje się, że majątek obejmuje pewną ziemię na terenie Stanów Zjednoczonych, którą dawno temu jego ojciec kupił od Indian. I ta ziemia właśnie, z racji swego strategicznego położenia, staje się głównym celem londyńskich graczy.

Mamy tu trzy rywalizujące ze sobą obozy: kompanię wschodnioindyjską, koronę brytyjską i Amerykanów, którzy w tamtym czasie (początek XIX wieku) toczyli z Brytyjczykami wojnę o niepodległość. Między wspomnianą trójką lawiruje niezrównany James Dalaney, ujmując otoczenie charyzmą i swoją afrykańską duszą, ciągle miesza w tym gigantycznym tyglu. Nie chcę za dużo zdradzać z przebiegu fabuły, powiem tylko, czego ten serial ogólnie uczy, jaką prawdę o świecie pokazuje.
Otóż widz ma okazję przekonać się, że cała ta wojna między trzema wspomnianymi rozgrywającymi jest mocno pozorowana, robiona na pokaz i użytek wewnętrzny. Oczywiście na poziomie podstawowym, tym najbardziej przyziemnym, wspomniane wcześniej strony rzeczywiście ze sobą walczą: proch wybucha, kule świszczą, a szable tną głęboko. Generalnie rzecz ujmując, krew płynie wartkim strumieniem.

Jednak na poziomie wysokim, między ludźmi pociągającymi za sznurki tego przedstawienia, panuje diametralnie inny klimat – rozmowy, interesy, układy, zimna kalkulacja. Najemnicy i szpiedzy mają wielu panów, żadna ze stron tak naprawdę nie jest w pełni niezależna i nikt nie chce całkowitego pokonania swojego niby rywala. Nie zależy im na tym, bo w dłuższej perspektywie to się nie opłaca. Wszyscy potrzebują siebie nawzajem.
Dzięki takiemu układowi sił i rządzącym nim mechanizmom rozgrywający dostają wiatru w żagle, interes się kręci. Zamówienia na proch strzelecki napędzają rynek, stocznie produkują kolejne statki, handel przyspiesza, a społeczeństwo można dowolnie modelować i zaciągać do wojska. To wszystko się kręci właśnie dzięki tej pozorowanej rywalizacji. Gdyby jej nie było, władcom marionetek groziłaby stagnacja i zdecydowanie mniejszy wpływ na warstwy znajdujące się niżej. Czyż nie taki dokładnie jest otaczający nas świat współczesny?

Taboo jest nie tylko wyśmienitą produkcją z czysto fabularnego punktu widzenia, ale też bardzo ważną ze względów edukacyjnych. Pokazuje bowiem, jak naprawdę działa system, jak funkcjonuje mechanizm sterujący ludzkością. Pod tym względem serial przypomina nieco legendarną Grę o Tron.
Gorąco polecam Taboo także z powodów czysto filmowych. Tak wspaniałych zdjęć i scenografii już dawno nie widziałem. Serial wyróżnia się również niezwykłą muzyką autorstwa Maxa Richtera oraz niemałymi umiejętnościami obsady aktorskiej.
Pierwszy i prawdopodobnie jedyny sezon nakręcono w 2018 roku. Fałszywa pandemia skutecznie storpedowała produkcję kolejnych sezonów i raczej nigdy ich już nie doświadczymy. Serial można obejrzeć w serwisie CDA.