Syndrom sztokholmski Polaków
Reading Time: 5 minutesSyndrom sztokholmski to stan psychiczny, który pojawia się u zakładników lub ofiar prześladowania. Manifestuje się odczuwaniem sympatii i solidarności ze swoimi oprawcami. Może osiągnąć taki stopień, że osoby więzione pomagają swoim prześladowcom w osiągnięciu ich celów, takich jak kradzież lub ucieczka przed policją.
Syndrom sztokholmski jest skutkiem długofalowej relacji kata z ofiarą, podczas której krzywdzony podejmuje liczne próby zwrócenia się do krzywdzącego i wywołania w nim współczucia, wskutek czego rodzi się między nimi silna więź emocjonalna.
Nazwa syndromu pochodzi od napadu na bank Kreditbanken przy placu Norrmalmstorg w Sztokholmie 23 sierpnia 1973. W trakcie późniejszego procesu ofiary napadu broniły przed sądem swoich ciemiężców, co wprowadziło opinię publiczną w zdumienie.
Po raz pierwszy terminu syndrom sztokholmski użył szwedzki kryminolog Niels Bejerot, który współpracował z policją podczas trwającej sześć dni próby uwolnienia zakładników. Po zakończeniu operacji przedstawił dziennikarzom swoje wnioski i obserwacje. Pojęcie wkrótce przyjęło się wśród psychologów na całym świecie.
Obserwując życie polityczne i społeczne, można zauważyć, że syndrom sztokholmski występuje także na linii rządzący – społeczeństwo. Polska wydaje się tutaj przypadkiem niemal klinicznym. Przybliżmy sobie zatem historyczno-politologiczny fenomen tego zjawiska w naszym kraju.
Od trzydziestu czterech lat Polską rządzą ci sami ludzie. Tasują się w szeregu trwałych i tymczasowych ugrupowań politycznych. Amerykanie mówią na to political revolving door, czyli polityczne drzwi obrotowe. Jest to zamknięty system sprawowania rządów polegający na tym, że pewni ludzie stale przemieszczają się między pozornie nienawidzącymi się obozami, by przy władzy zawsze była tylko jedna wąska grupa ludzi z kręgu elit.
Polską rządzi postkomunistyczny układ wywodzący się z dawnej Solidarności (już w 89 roku całkowicie przeżartej esbecką agenturą), czyli PiS i PO oraz stara gwardia komunistyczna wywodząca się wprost z PZPR-u, to jest SLD i PSL. Dla zwykłego zjadacza chleba nie ma kompletnie żadnego znaczenia, która z tych partii będzie u władzy. Jego życie będzie wyglądać dokładnie tak samo w każdej opcji.
Prawo i Sprawiedliwość jest ugrupowaniem socjalistyczno-narodowym, reprezentującym nacjonalizm i rozdawnictwo publicznych pieniędzy. Jest to opcja antypolska na pasku amerykańsko-izraelskim, co dobitnie ukazały wydarzenia ostatnich dwudziestu dwóch miesięcy.
Platforma Obywatelska natomiast jest opcją neoliberalną (neokomunistyczną) propagującą zwierzchnictwo UE nad polską konstytucją, aborcję na życzenie oraz akceptację małżeństw homoseksualnych jako normalnej komórki społecznej (łącznie z adopcją dzieci). Jest to opcja antypolska na pasku niemiecko-szwajcarskim.
Wszystkie mainstreamowe partie w Polsce są socjalistyczne, to znaczy wyznają socjalizm narodowy (faszyzm) bądź socjalizm strukturalny (komunizm). PiS, PO, SLD i PSL to najemne gwardie zachodnich elit finansowych (bankierów centralnych i grup inwestycyjnych) wykonujące rozkazy Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Wszystkie wprowadzały i zawsze będą wprowadzać wysokie podatki, biurokrację i wszechwładzę kontroli państwowej. Każda należy do systemowego establishmentu i wykonuje polecenia płynące z zagranicy, dlatego że z prawnego punktu widzenia Polska jest korporacją zachodnich instytucji finansowych.
Teoretycznie można powiedzieć, że na polskiej scenie pojawiła nowa jakość w postaci Trzeciej Drogi, jednak nie jest to do końca prawda. Trzecia Droga jest wtyczką TVN-u, neobolszewickiej agentury amerykańskich Żymian (właścicielem TVN-u jest Warner Bros. Discovery). To stacja zbudowana z pieniędzy pochodzących z afery FOZZ-u, zagrabionych polskiemu społeczeństwu miliardów przez komunistyczną bezpiekę.
Zarówno PO jak i PiS rządziły po osiem lat (dwie kadencja każda), zaliczając po drodze masę afer, przestępstw i kradzieży. Podstawowym modelem funkcjonowania była korupcja, nepotyzm (obsadzanie swoimi ludźmi spółek skarbu państwa), fiskalizm, biurokracja, zniewolenie gospodarcze i gnębienie własnych obywateli.
Rządy PiS-u przejdą do historii jako te, które zniszczyły polskich przedsiębiorców podczas tak zwanej pandemii i doprowadziły do bezsensownej śmierci dwustu tysięcy Polaków, bezprawnie odbierając im gwarantowane ubezpieczeniem świadczenia zdrowotne. Na zawsze będą też kojarzone ze sprzeniewierzeniem się polskiej racji stanu, gdy na rozkaz obcego mocarstwa przyłączyły nas do wojny, z którą nie mieliśmy nic wspólnego, po czym oddały Ukrainie całe wyposażenie naszej armii.
Platforma Obywatelska z kolei traktowała Polskę jak prywatną działalność gospodarczą. Przymykanie oczu na przestępstwa mafii paliwowej, która przez niemal cały okres rządów koalicji PO-PSL nie płaciła podatku VAT, jest powszechnie znane i rzetelnie opisane. Do tego dochodzi lobbing polityczny przy różnego rodzaju podejrzanych inicjatywach gospodarczych i podsłuchiwanie dziennikarzy. Cena ujawnienia prawdy była bardzo wysoka. Andrzej Lepper i generał Petelicki mówili wprost o przestępczym charakterze tej struktury. Obaj mieli popełnić samobójstwo.
Trudno wymienić wszystkie machlojki Platformy Obywatelskiej w jednym akapicie. Do najbardziej znanych należą afera mieszkaniowa, podsłuchowa, hazardowa, autostradowa, Amber Gold, próba sprzedaży LOT-u i sprywatyzowania lasów państwowych, a także oddanie Rosjanom śledztwa smoleńskiego.
Warto także przypomnieć wyrywanie kostek brukowych celem przygotowania gruntu pod zadymę i ściąganie do Warszawy bojówek niemieckiej Antify na święto 11-go listopada. W czasie rządów PO zamordowano Jolantę Brzeską (sprawców do dzisiaj nie ustalono), uniewinniono kilku wpływowych członków mafii pruszkowskiej (z braku dowodów), a redakcję WPROST-u spacyfikowano jak w kraju totalitarnym. Pamiętamy też brutalne tłumienie strajków górników – kopanie, pałowanie i armatki wodne jak w stanie wojennym.
Mimo to Polacy byli gotowi zapomnieć wszystkie grzechy i zbrodnie Platformy, powierzając jej ponownie rządzenie państwem. To tak jakby osiedlowego stręczyciela i bandytę wybrać na prezydenta miasta. Wyniki głosowania w ostatnich wyborach parlamentarnych nie zostawiają złudzeń – społeczna odmiana syndromu sztokholmskiego istnieje i ma się świetnie. Polacy kochają swoich oprawców i nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek udało im się zerwać z nałogiem.
Oczywiście rządy Prawa i Sprawiedliwości należało zakończyć, bo rozdawnictwo publicznych pieniędzy przekroczyło wszelkie normy przyzwoitości, a ukraińskie pląsy zaciągnęły nas na szczyt antypolonizmu. Trzeba było jednak zmienić je na opcję, która jeszcze krajem nie rządziła, wynieść na salony ludzi świeżych, nieumoczonych aferami, nieskompromitowanych.
Nic z tego. Najbliższe osiem lat społeczeństwo polskie będzie żyło pod butem dawnych prześladowców, ludzi gotowych wykonać każdy rozkaz Brukseli, byle tylko pozostać lojalnym wobec swoich mocodawców z Europejskiego Banku Centralnego. To nie będzie przyjemny czas dla Polaków ani w wymiarze duchowym, ani materialnym, mimo że teraz się cieszą i świętują.
W polityce nie liczą się fakty, tylko emocje.
– Arkadiusz Czerepach