Ciasne umysły fanatyków
Reading Time: 8 minutesJakiś czas temu typex.info został zmieszany z błotem na „antysystemowej” grupie Facebooka o nazwie Magister Zwyczajny. Stronę oczerniono pod zarzutem kontrolowania opozycji, a założyciela wyśmiewano i obgadywano za plecami ze względu na jego „głupotę i naiwną wiarę w zamach na Trumpa”. Pojawiło się nawet ironiczne porównanie do Hitlera. Dzisiaj widzę, że to zjawisko ma jeszcze głębsze dno, niż się z początku wydawało, co objawia się zwłaszcza teraz po zwycięstwie republikanów w wyborach w USA.
Tego typu grupy, co wspomniana we wstępie, opanowane są głównie przez ortodoksyjnych płaskoziemców i nawiedzonych foliarzy, czyli osoby, które „wszystko wiedzą najlepiej i na wszystkim się znają”. O ile sam zaliczam się do osób świadomych faktu życia na nieruchomej płaszczyźnie, tak reprezentatywny dla tych ludzi fanatyzm w pozostałych dziedzinach życia przyjmuję z obrzydzeniem. W takich momentach cieszę się, że nie ma mnie już na platformie Zuckerberga.
Rok temu Marek Kryszewski naświetlał na swoim kanale ideę wznoszącej się Ziemi jako jedną z możliwości wyjaśnienia tak zwanej grawitacji, o której nieistnieniu chyba wszyscy wiedzą. Koncepcja upwardingu akurat do mnie nie przemówiła, bo jest (moim zdaniem) niekonsekwentna i niespójna, więc sam również znalazłem się w gronie osób, którym się od Marka dostało. Jednak dziś muszę mu w jednym przyznać rację: płaskoziemcy to w większości fanatycy, ludzie o mocno ograniczonych horyzontach. To kółka wzajemnej adoracji, którym nie zależy na poszukiwaniu prawdy i analizie świata, tylko powtarzaniu utartych schematów myślowych i ideologicznych. To ekipa powtarzaczy.

Już dawno temu pisałem, że środowisko tak zwanych antysystemowców ostro skręciło w obsesję i zacietrzewienie, stali się lustrzanym odbiciem mainstreamu. Nie potrzebują odrabiania pracy domowej, zbierania materiałów, poszlak i dowodów. W zasadzie nie potrzebują niczego do udowadniania swoich tez, po prostu wiedzą. Wychodzą z jakąś prawdą objawioną (najczęściej podebraną od kogoś innego) i przesyłają dalej niczym łańcuszek szczęścia. Generalnie na wszystkim się znają i całą rzeczywistość już dawno rozpracowali. Płytkie, słabe, dziecinne.
Dotyczy to także (a może zwłaszcza) struktury systemu i aparatu władzy. Zasada jest zawsze ta sama: w systemie wszyscy są masonami, zdrajcami i kontrolowaną opozycją, a świat ma tylko czerń i biel. Okazuje się na przykład, że Donald Trump to masoński aktor, agent, kukła, od której zupełnie nic nie zależy. Na jego miejscu równie dobrze mógłby siedzieć pies z kulawą nogą. Nie ma znaczenia Trump, Biden, Harris czy Gargamel – w każdej opcji efekt byłby taki sam. Cóż za myśl, cóż za pogłębiona analiza otaczającej nas rzeczywistości! Zamachy na Trumpa były ustawione, zagrane, wyreżyserowane. Kij z tym, że nikt z jaśnie oświeconych nie znalazł na to jednego dowodu. Wiedzą.
Umysł fanatycznego płaskoziemcy ogrodzony jest drutem zbrojonym, porusza się po koleinach myślowych i nie dopuszcza faktu, że może się mylić. Nie dopuszcza do siebie opcji, że gra go przerasta, że wszystko może być dużo bardziej (lub znacznie mniej) skomplikowane, niż się wydaje – brakuje mu wyobraźni. Przede wszystkim jednak brakuje mu wiedzy, co w połączeniu z brakiem pokory i wybujałym ego prowadzi do katastrofy poznawczej. Fałszywie utożsamiane ego sabotuje świadomość. Zawsze.

Grzechy i pomyłki fanatyków sceny alternatywnej wynikają głównie z ignorancji. Pułapka numer jeden sprowadza się do umieszczania masonów i iluminatów w jednym koszu. Foliarze regularnie żonglują tymi pojęciami jak synonimami, wrzucając wszystkich „onych” do jednego worka, a powinni się zdecydować – masoni czy iluminaci. Bo najwyższy czas wiedzieć, że to dwa różne zakony, które (delikatnie rzecz ujmując) nie przepadają za sobą.
Pułapka numer dwa, czyli przekonanie, że wszyscy grają do jednej bramki. Gdyby fanatycy spisków czytali nieco poważniejsze teksty niż tylko wypociny lipnych uświadamiaczy na Facebooku, to wiedzieliby, że w masonerii nie ma mowy o jedności. Są zwalczające się ryty i loże, które nienawidzą się ze względu na diametralnie różne wizje rządzenia światem. Czy Adolf Hitler był masonem, skoro cała jego działalność była antymasońska, a holokaust Żymian jest ogromnym kłamstwem? Nie można zatem twierdzić, że na górze wszyscy idą w jednym szeregu i mają wspólne cele. To znaczy można, ale po co?
Pułapką numer trzy jest ordynarne lekceważenie faktów. W latach 2016-2020 USA miały rekordowo niską inflację i największe cięcia podatkowe od czasów Reagana, a giełda biła wszelkie rekordy. Przede wszystkim jednak za kadencji Trumpa po raz pierwszy w historii USA nie prowadziły żadnej wojny, a Izrael trzymano na krótkiej smyczy. Również pierwszy raz w dziejach prezydent USA spotkał się z przywódcą Korei Północnej. Świat był na dobrej drodze do pokoju i pozytywnych przemian, co zostało zaprzepaszczone wraz z oszustwem wyborczym 2020 i wstawieniem Bidena do Białego Domu. Oczywiście można wypierać te fakty, ale wówczas jest to już problem natury medycznej.

Nie jestem adwokatem Trumpa i za nikogo „nie walczę”, po prostu nie ulegam modom. Jeśli ktoś posiada dowody na to, że zamachy na Trumpa były sfabrykowane, niech się nimi podzieli. Jeśli ktoś ma dowody na to, że Trump jest masonem, niech je pokaże. Sam wstawiłem materiał o jego podejrzanych koneksjach z przeszłości. Chcesz udowodnić, że się mylę – masz do tego pełne prawo, tylko rusz w końcu dupę sprzed monitora i zacznij działać: zrób research, znajdź konkrety, pokaż cokolwiek. Powtarzanie cudzych tez i ideologii to nie argument, bo prawda nie ma żadnego związku z liczbą ludzi, która w coś wierzy.
Jest jeszcze jedna ważna rzecz w tym wszystkim. Fanatyczni płaskoziemcy (bo nie wrzucam wszystkich do jednej szuflady) całkowicie pomijają ducha czasu, nastrój chwili, pozytywną wibrację, radość płynącą z pewnych wydarzeń. Można nie cierpieć Trumpa, ale nie sposób nie widzieć ogólnoświatowej ulgi i związanej z jego zwycięstwem nadziei na zmianę. Trump może być masonem albo nie, może być częściowo lub całkowicie sterowany. To wszystko są tylko domysły i spekulacje.
Pewne natomiast jest, że przetarł szlak i pokazał masom to, z czego wcześniej nie zdawały sobie sprawy: że system jest ustawiony, media bezczelnie kłamią, a agenda globalizmu niszczy narody, ich suwerenność i prawa do wolności. Uwzględniając stan mentalny obecnej cywilizacji, już samo uświadomienie tych rzeczy jest sporym osiągnięciem. To niewątpliwie są zmiany o znaczeniu historycznym. Być może wszystko, co mówił, było przez kogoś reżyserowane, nie można tego wykluczyć. W ostatecznym rozrachunku jednak nie ma to żadnego znaczenia, liczy się efekt. A ten jest pozytywny, przynajmniej w tym emocjonalnym wymiarze.

Biorąc to wszystko pod uwagę, zastanawiam się, po co fanatyczni płaskoziemcy i foliarze w ogóle prowadzą swoje kanały na YouTube i innych platformach. Po ciężką cholerę męczą się jakimiś wpisami na Facebooku. Przecież nic nie ma znaczenia, wszystko jest ustawione i nie zmieni się bez względu na wysiłki całych społeczeństw. Masońscy bankierzy są wszędzie i decydują o wszystkim: o mediach, politykach, wojnach, finansach. Na nic nie mamy wpływu, jedna wielka beznadzieja. Nic tylko położyć się na ziemi i czekać na śmierć.
Po co oni cokolwiek tłumaczą w temacie Ziemi i fikcyjnego kosmosu, skoro walka i tak nie ma żadnego sensu? Masochizm czy schizofrenia? Wychodzi na to, że jedynym ich działaniem jest sianie defetyzmu, obniżanie wibracji i odbieranie nadziei. Drodzy płaskoziemcy, foliarze, czcigodni ortodoksi – bądźcie konsekwentni i porzućcie swoją misję, bo w obecnym wydaniu jest czystą aberracją i totalnym bezsensem.
W tym obsesyjnym szczuciu niezależnie myślących dostrzegam nową modę, więc intuicyjnie mnie od niej odrzuca. Powiem więcej – gdybym pracował dla CIA, już pierwszego dnia zaproponowałbym szefostwu umieszczenie w sieci tysięcy „antysystemowców” plujących na Trumpa i opozycję konserwatywną. Dlaczego? Dlatego że ludzie uchodzący za wolnomyślicieli wydają się dużo bardziej przekonujący niż antagoniści z przeciwnej strony barykady politycznej.

Zwróciłem na to uwagę już po pierwszym zamachu, kiedy foliarze przemówili wspólnym głosem z mediami głównego gówna. Nagle bowiem ścieki, które dotychczas gardziły wszelkimi teoriami spiskowymi, same wyskoczyły z własną teorią spisku, a scena alternatywna im zawtórowała i potakiwała głowami. Cóż za krótkowzroczność, cóż za porażająco dziecinna naiwność! Dla mnie był to kolejny dowód na to, jak łatwo steruje się masami. Żenujące, smutne, boleśnie prawdziwe – śmieją się z baranów, a sami na wyprzódki pędzą do zagrody.
Fanatycy sceny alternatywnej przypominają rozwydrzone bachory tupiące nóżkami, domagające się batonika od mamuni i wieczorynki o poranku. Nie dostrzegają absurdalności swoich wymagań. To ludzie niepoważni, niedojrzali, łatwo sterowalni, zero-jedynkowi. Tymczasem system jest taki, jaki jest. Trzeba grać kartami, jakie dostajemy od krupiera, a nie odchodzić od stołu z miną obrażonego dziecka. To nie Monopoly, to zabawa dla dorosłych. Bojkotowanie systemu na nikim nie robi wrażenia. Trump nie jest „tym dobrym”, nikt normalny tak nie twierdzi, nikt go nie wybiela. Trump stanowi wyłącznie mniejsze zło. Być może jest masonem udającym konserwatystę. Tylko jeśli nie on, to kto? Czy Amerykanie mieli czterdzieści opcji wyboru?
Zadania Trumpa są jasno określone: zrobić wszystko, by zakończyć operację „Ukraina”, ściągnąć smycz Izraelowi, przywrócić pełną autonomię Palestynie, wyrzucić nielegalnych imigrantów, zreformować CDC, postawić przed sądem zbrodniarzy w kitlach i naprawić amerykańską gospodarkę. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli tego nie zrobi (lub nie będzie próbował), będę pierwszym, który uderzy się w pierś i przyzna do błędu. Oczywiście wyjdę wtedy na ostatniego głupka, ale nigdy nie twierdziłem, że jestem nieomylny. Póki co Trump nie dał mi większych powodów do zwątpienia.

W tych wyborach dość zabawne było to, że Polacy lepiej wiedzieli od Amerykanów, co jest dla nich dobre i kto powinien być prezydentem USA. Mimo że tam nie mieszkają, mimo że zdecydowana większość ani razu nie poleciała do Ameryki, zdawali się dużo lepiej orientować w dokonaniu słusznego wyboru dla USA niż Jankesi. W końcu mają doświadczenie sprzed roku, przywracając do władzy aferzystów, zdrajców i przestępców.
Na koniec powiem, że generalnie śmieszy mnie sama obecność obsesyjnie antysystemowych ludzi w social mediach. Skoro Zuckerberg i Musk są ucieleśnieniem czystego zła, skoro są to masońscy kelnerzy, to co na ich platformach jeszcze robią fanatyczni foliarze i ortodoksyjni płaskoziemcy? Kompletny brak konsekwencji. Atakują demony, zasilając ich biznesy? O co tu chodzi? Dopóki siedzą na Facebooku i X-ie, dopóty będą dla mnie niepoważni i zabawni.
Współczuję wszystkim antysystemowcom, którzy otaczają się ludźmi o wyłącznie takich samych poglądach jak oni. Wielu z nas już wie o kłamstwie heliocentryzmu – inni nadal wierzą, że żyją na latającej w próżni skale. Jedni wierzą w Covid-19, drudzy nie, a trzeci wiedzą, że wirusy w ogóle nie istnieją. Niektórzy głoszą teorię XIX-wiecznego resetu, inni w niego wątpią. Przykłady różnic można wymieniać bez końca. Jeśli nie będziesz tolerować ludzi o nieco innym światopoglądzie niż twój, zamkniesz się w komorze echa, w której kilka wtórujących Ci osób będzie utrzymywać Cię w fałszywym przekonaniu, że wszyscy mają jednakowe poglądy. Czy naprawdę chcesz żyć w takiej przestrzeni?

Zbiorową konsekwencją skrajnych postaw wobec systemu były zeszłoroczne wybory. Pojawiła się wtedy wyraźna sugestia, by je zbojkotować, nie głosować na Konfederację, bo to przecież farbowane lisy. Ja również uległem tej retoryce, nie poszedłem oddać głosu. Tak samo postąpiło wielu obudzonych ludzi w tym kraju. Efekt? Słaby wynik Konfederacji, bardzo dobry PO i Hołowni. Tyle zrobiliśmy, bojkotując wybory – wzmocniliśmy zdrajców ojczyzny. Dziś uważam, że Konfederacja jest dla nas tym, czym Trump dla Amerykanów – najmniejszym złem i jedyną sensowną opcją z tych, jakie są. System demokratyczny nie zniknie za naszego życia. Nie głosując, dajemy zielone światło większemu złu.
Najważniejsza nauka z tego tekstu: nie wiemy tego, czego nie wiemy. Świadomość niewiedzy powinna wzbudzać pokorę. Uważam, że scena alternatywna się pogubiła, system wykorzystał jej obsesje, a tym samym rozbroił. Widzenie we wszystkim spisku wzmocniło maszynę, zamiast ją osłabić. Nigdy nie zapomnę tego, jak potraktowano tirowców w Kanadzie, kiedy jeszcze w czasie lockdownu utworzyli ogromny konwój blokujący autostrady. Ci goście byli zdesperowani, walczyli o byt, o swoją pracę i rodziny, a domorośli buntownicy pluli im w twarz, siedząc w ciepełku domowych pieleszy. Ile jadu się wtedy wylało, ile bezpodstawnego hejtu, bo jakiś gamoń zaraził foliarzy kolejną, idiotyczną teorią spisku. Casus dramatycznej (i przegranej) walki kanadyjskich tirowców z komunistycznym aparatem ucisku Justina Trudeau powinien być przestrogą w analizach kolejnych wydarzeń tego typu w przyszłości.
Cóż, wychodzi na to, że Igor Witkowski miał rację, mówiąc kilka lat temu, że ludziom zacznie odbijać. Z jednej strony systemowy beton będzie karmić się mainstreamową trucizną i szczepić tak długo, aż umrze lub zwariuje. Z drugiej strony fanatyczni antysystemowcy zaczną dostrzegać spiski we wszystkim, co istnieje, by na końcu nie wiedzieć nawet, jak się nazywają i co w ogóle robią na Ziemi. Jedni i drudzy staną się ofiarami własnych obsesji i ograniczeń. Ja na pewno będę wtedy zmierzać w zupełnie innym kierunku, bo zdrowiej i bezpieczniej nie trzymać się żadnej z tych grup, tylko zaufać sobie i własnemu myśleniu.

