Nielatający cyrk Monty Pythona
Reading Time: 2 minutesPowróćmy jeszcze raz “na Księżyc”, a raczej do żenującej, boleśnie żałosnej szarady autorstwa spółeczki-córki NASA, rzekomo prywatnej firmy Intuitive Machines, która zaledwie miesiąc temu ponoć wysłała tam “sondę kosmiczną” Odyseusz.
Okazuje się bowiem, że lądownik (kosztujący miliony stojak owinięty folią aluminiową) przewrócił się, bidula, przy lądowaniu i przez to nie mógł przesłać zdjęć i nagrań “z powierzchni Księżyca”. Cóż za niespodziewana niespodziewajka! Cóż za pech! Po prostu szok, konsternacja, niedowierzanie… Kto by się spodziewał? Nikt! Lądownik się przewrócił i umarł na smutno – misja skończona, game over.
Poniższy materiał sprawnie przybliża tę koszmarną farsę spod znaku drenowania miliardów dolarów z kieszeni podatnika, ten komediodramat science fiction produkcji Bollywood i NASA. Bazując na tej miernej, nędznej i raczej nudnej produkcji sponsorowanej przez podatników, oszuści z rządowych instytucji zyskali kilka lat zanim sfabrykują kolejną “podróż” prawdopodobnie w jeszcze gorszym stylu. Ważne, że teraz kasa się zgadza.
Trzydzieści lat temu, za dzieciaka, miałem transformersa na baterię, który potrafił sam się przewrócić grzbietem na wierzch. Tymczasem mamy 2024 rok, technologię na niebotycznym poziomie, w pełni zautomatyzowane roboty, sztuczną inteligencję i całą masę innowacyjnych rozwiązań, a oni “wysyłają na Księżyc” wielkie pudło, które ma tylko jeden strzał, by odnieść sukces, tylko jedną próbę poprawnego lądowania. I jeśli tylko delikatnie się przechyli, kosztująca setki milionów dolarów misja idzie do piachu. Co za bezczelna granda, cóż za chamska, idiotyczna szarada. I ta nazwa IM-1, czyli “jestem wybrańcem”. Ależ oni kochają te masońskie kody i przesłania.
Będę to powtarzać do znudzenia – trzeba być niedorozwiniętym umysłowo, by nadal wierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, że jakaś tajemnicza i bliżej nieokreślona grupka ludzi wysyła “w kosmos” owinięte folią pudła, które gdzieś lecą jak samolociki na zdalne sterowanie, potem lądują (jak? czym? w jaki sposób? w próżni?), a na koniec przesyłają radiowo zdjęcia na Ziemię. Ty gubisz zasięg swojej ulubionej stacji kilkanaście kilometrów od miasta, a oni sterują aluminiową lodówką prawie czterysta tysięcy kilometrów stąd. Istna magia. A wszystko skąpane w grafikach i animacjach obnażonych najprostszymi metodami. To jest przedszkole dla dorosłych. A fakt, że wszystko to uchodzi płazem, pokazuje, w jak bardzo zakłamanym świecie żyjemy.
Do dziś nie ma ani jednego zdjęcia Ziemi z tak zwanego kosmosu. Do dziś nie ma ani jednego nagrania wirującej Ziemi, choć powinny ich być miliony. Możecie znaleźć tylko kolaże graficzne i animacje komputerowe. To nie teoria spiskowa, tylko oficjalny fakt: NASA przyznaje, że wszystkie “zdjęcia Ziemi” są photoshop-owane, bo muszą być. NASA oficjalnie przyznaje, że wszystkie zdjęcia Ziemi to kompozyty, czyli satelitarne skany fragmentów Ziemi nałożone na siatkę kuli.
To masowe ogłupianie, to upadlające oszukiwanie trwa już tyle lat, tyle pokoleń, że wżarło się w umysły ludzi niczym rdza w żelastwo próchniejącego złomu. Może zamiast wiecznie demaskować kłamstwa i oszustwa, powinniśmy się skupić na analizie ludzkiej psychiki, na tej zbiorowej hipnozie będącej niczym innym jak religią, bo wszelkie znamiona religii nosi: dogmaty wiary, aksjomaty, świątynie, obrzędy, mantry, tajemne moce, święte księgi, fanatyków, inkwizycję i kapłanów.