Zdobył biegun południowy, ale nie wziął żadnego dowodu
Reading Time: 4 minutesPolskie media zachwycają się “wyczynem” Mateusza Waligóry, który rzekomo zdobył “biegun południowy”. Na stronie RMF24 FM czytamy: “Wielki sukces Mateusza Waligóry! Podróżnik nad ranem polskiego czasu zdobył biegun południowy. Dotarł tam po prawie dwóch miesiącach samotnej wędrówki przez Antarktydę. Na biegunie południowym pojawił się z żółto-niebieską flagą RMF FM.
Jak to miejsce, gdzie dotarłeś, teraz wygląda? Opisz je naszym słuchaczom i czytelnikom.
Obok znajduje się baza całoroczna Amundsena-Scotta, w której pracują amerykańscy naukowcy. Dociera się najpierw do bieguna geograficznego, którego lokalizacja jest oczywiście stała, ale lodowiec na Antarktydzie przemieszcza się w okolicy bieguna z prędkością 10 metrów na rok, a zatem to miejsce oznaczające biegun się zmienia. Następnie możemy dojść do bieguna ceremonialnego, w którym znajduje się taka wielka, charakterystyczna, lustrzana kula i to właśnie stamtąd oglądamy te wszystkie fotografie zdobywców bieguna. Jest też baza amerykańskiej firmy Antarctic Logistic & Expeditions, która zajmuje się obsługą tych wszystkich sportowych wypraw i ta baza będzie funkcjonowała jeszcze przez około 2 tygodnie, a następnie zostanie zamknięta i ponownie otwarta dopiero w lecie przyszłego roku”.
Gdzie są jakieś dowody?
To teraz ja powiem coś z głowy. Od zawsze było tak, że jeśli ktoś gdzieś docierał, osiągał szczyt górski czy dno morza, to zdobywał jakiś dowód tego, że tam był, że faktycznie mu się to udało. Jeśli ktoś twierdzi, że zdobył biegun południowy, to ja żądam dowodu na to. Najprostszym, z automatu przychodzącym do głowy, dowodem byłoby nagranie z kompasem, który wokół domniemanego bieguna wykonuje obrót 360 stopni. Niestety pan Waligóra nie zrobił takiego filmu. Nie posiada więc absolutnie żadnego dowodu na to, że zdobył mityczny biegun południowy. Fotografie pochodzące z brzegu Antarktydy nie świadczą zupełnie o niczym. Wszak mamy przecież całą masę zdjęć z Księżyca choć udowodniono już na dziesiątki sposobów, że nigdy na Księżycu nie byliśmy. Jeśli zrobię sobie zdjęcie na plaży w Tunezji, nie będzie to znaczyło, że przeszedłem Saharę.
Pan Waligóra nie zdobył żadnego “bieguna południowego”, bo nie można zdobyć czegoś, czego nie ma. Pan Waligóra był jedynie na brzegu pierścienia Antarktycznego, z którego dotarł do ONZ-towskiej placówki rządowej. Przestańcie robić ludziom wodę z mózgu, bo mają już dość kłamstw. Antarktyda nie jest wyspą, tylko pierścieniem otaczającym oceany i kontynenty. Pierścień nie ma (bo mieć nie może) żadnego bieguna, środka, centrum.
Skoro, jak twierdzicie, Antarktyda jest kontynentalną wyspą, to czemu nikomu niezależnemu nie wolno zorganizować wyprawy na nią? Czemu nikt poza bardzo wąską, ściśle określoną, grupką nie ma prawa się tam udać? Pozwólcie nam polecieć na Antarktydę. Skoro Ziemia jest kulą i nie macie nic do ukrycia, moglibyście na tym jedynie zyskać, gdyż rozwiałoby to wszelkie wątpliwości. Czego się boicie?
Kto tym zarządza?
Organizacją wypraw na Antarktydę zajmuje się Antarctic Logistics & Expeditions LLC (ALE). Jak czytamy na jej stronie, “firma oferuje transport lotniczy, wsparcie logistyczne i wycieczki z przewodnikiem dla osób wybierających się w głąb Antarktydy. W 1985 roku nasz poprzednik, firma Adventure Network International (ANI), zapoczątkował prywatne loty na Antarktydę w celu zdobycia Masywu Vinsona. Ponad 30 lat później pozostajemy najbardziej doświadczonym prywatnym operatorem na kontynencie z nienagannymi wynikami w zakresie bezpieczeństwa, silną etyką ekologiczną i chęcią dzielenia się białym kontynentem z innymi zapalonymi odkrywcami”.
Nieodzownym partnerem firmy jest IAATO – Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewodników Wypraw Antarktycznych. Sama organizacja mówi o sobie tak: “Potrzeba stowarzyszenia takiego jak IAATO polegała na tym, że osiem krajów zgłosiło roszczenia terytorialne na Antarktydzie. Jednak żaden kraj nie uznawał roszczeń innego kraju. W niektórych przypadkach kraje roszczą sobie prawa do tego samego kawałka kontynentu. Dlatego często nie wiadomo, jakie państwo dowodzi na danym terenie. To sprawiło, że branża turystyczna Antarktydy stała się w dużej mierze samoregulująca. Stąd pojawiła się potrzeba założenia takiej organizacji jak IAATO”.
Tłumacząc to wszystko na język ludzki – było trochę swobody, ale już wszystkiego pilnujemy. Nie ma czegoś takiego, jak niezależna wycieczka po Antarktydzie. Nie możesz sobie ot tak tu przyjechać i zmierzać w głąb lądu na południe. Jeśli koniecznie chcesz tu przylecieć, to dostaniesz opiekuna i szczegółową trasę, po jakiej możesz się poruszać. Masz dotrzeć do naszej bazy (Amundsen-Scott South Pole Station), a potem się wynosić.
Jak widzisz, całe to zdobywanie “bieguna południowego” jest jedną wielką farsą, kolejnym teatrzykiem dla dzieci. Gdyby Antarktyda naprawdę była lodową wyspą, pustą, jałową krainą, nikt by jej nie pilnował, co najwyżej pingwiny i niedźwiedzie polarne. Tymczasem cały ten teren jest strzeżony Paktem Antarktycznym, który podpisało w sumie 55 państw. Każda wyprawa na tzw. biegun południowy jest ściśle monitorowanym i szczegółowo wyreżyserowanym przedstawieniem medialnym.