Mroczne widmo Trzaskowskiego
Reading Time: 7 minutesNiniejszy wpis może co niektórych zdziwić, jako że na co dzień nazywam wybory totalną farsą. Zdania w tym zakresie nie zmieniłem, nadal uważam że wszelkie wybory to żałosny cyrk, którego głównym celem jest tworzenie iluzji wpływu społecznego i pompowanie balonika popularności startujących. Jednak druga tura w jakimś sensie przyciska nam wszystkim lufę do skroni.
Finaliści tego konkursu są oczywiście z góry obstawieni przez elity, ale zwycięzca na pewno nie jest (i być nie może) obojętny dla swojego elektoratu. Dzieje się tak dlatego, że na scenie politycznej nie ma jedności, a największe loże masońskie zwalczają się od wieków, co widać także (a może zwłaszcza) dzisiaj. Bezpośrednie zaangażowanie jest zatem niezbędne w momencie konieczności wybrania mniejszego zła.
Współczesna Polska (a w zasadzie Polin, bo to jest prawdziwa nazwa naszego państwa) funkcjonuje pod auspicjami dwóch przedstawicieli rasy panów: niemieckich Żymian (liberalnych ateistów pochodzących od wielkich rodzin europejskich bankierów, dynastii Rothschildów i rockefellerowskich Chazarów) oraz anglosaskich kupców – protestantów wywodzących się z Wielkiej Loży Charlottesville, tej samej do której należeli Jefferson, Washington i Franklin, a która później stała się macierzą dla partii republikańskiej USA.

Od zawsze obie te frakcje traktowały Polskę przedmiotowo jako geopolityczny poligon doświadczalny i bazę wypadową do Rosji. Nie zmienia to jednak faktu, że jedna z nich jest ateistyczna, wręcz satanistyczna i skrajnie antypolska. Tę siłę reprezentują oczywiście niemieccy liberałowie, którzy na początku lat 90′ XX wieku wpompowali wagon złota w kiełkujący w Polsce obóz demokratyczny, z którego później narodziła się Platforma Obywatelska.
Ta sama siła założyła u nas swoje media z wydawnictwami Bauer i Ringier Axel-Springer (Onet, Polityka, Fakt, Newsweek i inne ścieki), których wyłącznym zadaniem było instalowanie marksistowskiej ideologii i niszczenie Polski od wewnątrz. To po prostu oficjalnie działająca agentura Niemiec. Pamiętajmy o tym, że trzy czwarte działalności agenturalnej jest jawne. W tym miejscu gorąco namawiam do obejrzenia poniższego materiału, w którym Wojciech Sumliński (moim zdaniem najlepszy polski dziennikarz śledczy) naświetla tło historyczne obecnie panującej władzy.
Rafał Trzaskowski to beneficjent stypendium George’a Sorosa i bywalec spotkań Grupy Bildeberg, najpotężniejszego gremium rządzącego światem zza kulis. Rafał Trzaskowski to także protegowany World Economic Forum, potężnego think tanku zarządzanego przez Klausa Schwaba. Oddając głos na Trzaskowskiego, oddajesz Polskę w ręce bolszewickich globalistów wdrażających wszystkie założenia Agendy 2030, która zakłada wprowadzenie Zielonego Ładu, przyjmowanie afrykańskich uchodźców, walkę z emisją CO2, małżeństwa LGTBQ, 15-minutowe miasta, przymus szczepień i wiele innych idiotyzmów. To także prosta droga do aborcji na życzenie i rusofobicznej operacji budowania nowej wersji żelaznej kurtyny. To droga do nowoczesnego totalitaryzmu, którego próbkę pokazali w czasie plandemii.
Po pierwszej turze wyborów prezydenckich w obozie rządzącym widać panikę. Donald Tusk, osobiście przychodzący do TVN-u i Polsatu na wywiady, nie jest widokiem codziennym. O panice establishmentu świadczą też obecne trendy w social mediach, ze wszystkich sił starające się przykleić prawicy łatkę faszyzmu czy nazizmu. To mechanizm znany od ponad stu lat, bardzo popularny w czasach PRL-u. Zjawisko to bardzo trafnie ujmuje wklejony niżej komentarz. Niestety nie wiem, kto jest jego autorem.

Interesuję się polityką od kilkunastu lat, gdy jeszcze jako licealista obserwowałem formowanie się struktur Ruchu Narodowego i działania środowiska konserwatywno-liberalnego skupionego wokół Janusza Korwin-Mikkego. Już wtedy ludzi o poglądach patriotycznych, konserwatywnych i katolickich nazywano mianem faszystów. Już wtedy straszono społeczeństwo uczestnikami Marszu Niepodległości, z kolei krytykę destrukcyjnych ideologii genderyzmu i fanatycznego ekologizmu określano mianem wsteczniactwa, ciemnogrodzkim zacofaniem i rozmaitymi fobiami, które należy skazać na społeczny ostracyzm, wyeliminować z publicznej debaty w ramach tzw. kultury wykluczenia (ang. cancel culture), a ich przedstawicieli reedukować lub karać do skutku za głoszenie mowy nienawiści.
Już wtedy apele o kierowanie się w polskiej polityce przede wszystkim interesem narodowym uznawano za niebezpieczny nacjonalizm. Już wtedy katolicyzm obśmiewano i lżono, stał się łatką, z której należało zrezygnować, wyprzeć się, sygnalizując cnotę „katolika bezobjawowego” lub wręcz żałośnie kajając się za tysiącletnią obecność Kościoła w polskiej historii, jeżeli chciało się być uznawanym i szanowanym przez establishment polityczno-kulturalno-medialny.
Dlatego dzisiaj nie robi na mnie żadnego wrażenia demagogiczny lament o „brunatnym pochodzie”, który ma na celu przerazić ignorantów i wywołać w nich wrażenie, że normalność jest skrajna i nazistowska, mimo że w rzeczywistości ze skrajnością lub tym bardziej nazizmem nie ma nic wspólnego. To nic nowego dla tych, którzy nie urodzili się wczoraj lub nie cierpią (jak większość społeczeństwa) na zbiorową amnezję.
Jeżeli ktoś jest chrześcijaninem, to tym bardziej nie powinien być zaskoczony – nienawidzi się nas od dwóch tysięcy lat za głoszenie prawdy oraz nazywanie zła po imieniu. Męczennictwo i nienawiść w oczach zdemoralizowanego tłumu jest wpisana w naszą wiarę i zawsze była – nikt nie został świętym, wybierając bezpieczeństwo czy wygodę.
Strach jest narzędziem, którym próbuje się nas złamać. Wizja komfortu i spokoju jest przynętą, którą próbuje się nas kupić. Niewolnictwo jednak zawsze pozostanie niewolnictwem, nawet jeśli kraty w więzieniu będą ze szczerego złota, a cela 15-metrową klitką nazywaną nowoczesnym apartamentem. Do tego właśnie dążą oni. A czy my im na to pozwolimy?

Choć ów komentarz dobrze oddaje naturę współczesnego zniewolenia i hipokryzji systemowej, temat sztuczek obecnej demokracji wymaga nieco głębszej analizy i nietuzinkowego spojrzenia. Z jednej strony ciśnie się na usta pytanie: co okaże się lepsze dla Polski w sytuacji powszechnego zidiocenia polskiego społeczeństwa – plasterek czy wstrząs? Ewentualne zwycięstwo Nawrockiego będzie plasterkiem na ranę, kiedy potrzebna jest poważna operacja. Jego wygrana stanie się doskonałym alibi dla rządu. Przez następne lata będą mówić, że nie mogli nic zrobić, bo Nawrocki ich wetował. To rozwodni sytuację, rozciągnie i rozmydli, a bezmyślną tłuszczę utwierdzi w fałszywych wierzeniach oraz iluzji uśmiechniętej Polski obecnej władzy.
Bo powiedzmy sobie szczerze – ten naród edukuje się wyłącznie poprzez grabież i zniewolenie, nauczki innych narodów są mu obce. Większość Polaków jest porażająco tępa – pandemia i wojna niczego ich nie nauczyły, wciąż powtarzają głupoty i kłamstwa medialnych ścieków. Dlatego uzasadnione jest pytanie, czy w dłuższej perspektywie Trzaskowski nie będzie jednak lepszym lekarstwem. USA już przechorowały neokomunizm, my jesteśmy jeszcze przed. Podejrzewam, że im szybciej i gwałtowniej to nastąpi, tym lepiej. W tych okolicznościach grypa wydaje się lepsza niż przeziębienie, gorączka szybciej leczy niż tylko katar. Wygrana Nawrockiego cały ten proces spowolni lub wręcz zablokuje.

Z drugiej strony, rzeczywistość polityczna na świecie i praktyka dnia codziennego pokazują, że zwycięstwo komunisty niekoniecznie musi cokolwiek zmieniać w świadomości powszechnej. Wręcz przeciwnie – ma sporą szansę zabetonować układ na zawsze. Potwierdzają to przypadki Kanady, Australii, Francji, Niemiec i Anglii. Raz i wygodnie rozwalona w fotelu bolszewia okazała się w tych krajach nie do ruszenia, system się zabetonował. I moja intuicja mówi mi, że dokładnie tak samo będzie w przypadku Polski. Trzaskowski w pałacu prezydenckim domknie system, ostatnia blokada na drodze ku NWO zostanie usunięta.
Wdrożą wszystko: od sterty nowych podatków w ramach Zielonego Ładu przez masę ograniczeń gospodarczych po przymusowe przyjmowanie migrantów, aborcję na życzenie i adopcję dzieci przez małżeństwa homoseksualne – nie mam najmniejszych wątpliwości. Będą też budować europejską armię i przymuszać młodych mężczyzn do odbębnienia jakiejś formy służby wojskowej w ramach kontynuowania operacji Ukraina. Także nie wiem, z czego młodociani lewacy się teraz cieszą, bo już niebawem uśmiechy mogą zniknąć z ich twarzy.

Uważam, że Wojtek Sumliński ma rację, mówiąc, że to najpoważniejszy moment w historii powojennej Polski. Jeśli Trzaskowski wygra, komunistyczny establishment zrobi z Polską to, co od dawna robi z Warszawą. To jest granica, po przekroczeniu której nie będzie już odwrotu. Przez ostatnie półtora roku rząd demolował polskie prawo i konstytucję. Groteskowe procesy, zamykanie opozycji, próba pozbawienia jej subwencji, skrajne upartyjnienie sądownictwa i prokuratury. Nie mamy jeszcze dyktatury, ale to na pewno już nie jest demokracja. W kolejce czeka orwellowska ustawa przeciw „mowie nienawiści”, która sprowadza się po prostu do cenzury na ogromną skalę. Coś podobnego od dawna funkcjonuje w Anglii, Kanadzie, Niemczech i Australii – ludzi aresztuje się za komentarze na Facebooku. Ustawione przez władzę sądy będą decydować, co jest „mową nienawiści”, a co nią nie jest, za co należy się grzywna, a za co areszt.
Od paru ładnych lat widzimy wyraźnie, jak neokomunizm obejmuje kolejne państwa na Ziemi. To jest właśnie ten „mityczny” Nowy Porządek Świata. Jedynym wyjątkiem są tutaj USA, którym (na razie) udało się z tego wyrwać, ale tam żyją ludzie ulepieni z innej gliny – mają broń, władza się z nimi liczy. U nas nie dość, że wszyscy są bezbronni, to w dodatku pokorni, posłuszni i zindoktrynowani przez media głównego ścieku. Współczesna Unia Europejska mocno przypomina USA sprzed 19-stu lat, kiedy władzę obejmował Barack Obama. Wówczas Amerykanie też jeszcze wierzyli w bajki. Społeczeństwo Europy jest na podobnym poziomie mentalnym, co oni wtedy. Tyle że Jankesi już przechorowali neokomunę, Europejczycy jeszcze nie, ta się dopiero rozkręca.

Biorąc to wszystko pod uwagę, nie mamy innego wyjścia, jak zagłosować na Nawrockiego. Stoimy w bardzo podobnej sytuacji, w jakiej niedawno znaleźli się Amerykanie. Oni wybierali między Donaldem Trumpem a Kamalą Harris, między kapitalizmem i normalnością, a komunizmem i aberracją kulturową. Przed niemal identycznym wyborem stają dziś Polacy. Dlatego trzeba zrobić to samo, co zrobili Amerykanie – pójść i wybrać mniejsze zło. Tylko i aż tyle możemy zrobić. Osoby usilnie nawołujące do tego, by nawet teraz zostać w domu i nic nie robić, moim zdaniem są udawaną opozycją i należałoby je natychmiast oznaczyć jako niebezpieczne. Na pierwszą turę świadomie nie poszedłem. Teraz są tylko dwie opcje, a któraś z nich wygra, więc trzeba się określić.
Niestety jest jeszcze jedna kwestia, o której się nie mówi. Mam na myśli wpływ głębokiego państwa i mechanizmy agenturalne, które od zawsze rządziły Polską. Otóż moim skromnym zdaniem skończy się tak, że Nawrocki dostanie więcej głosów, ale to Trzaskowski będzie prezydentem. Będę bardzo zdziwiony, jeśli te wybory nie będą przekręcone. Ludzie siedzący w systemie dobrze wiedzą, co niedawno stało się w Rumunii. Przedstawiciel narodowy pierwszą turę wygrał 18-stoma punktami, by w drugiej z kretesem przegrać z socjalistą. Coś bardzo podobnego zrobiono w Kanadzie i Francji. O tym, że karty zostały już rozdane, może świadczyć wczorajsze spotkanie Mentzena z Sikorskim i Trzaskowskim. Można o nim powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że jest głupi. Podejrzewam, że Sławek już wie i dogaduje się z przyszłym szefostwem.
Uwaga końcowa – jakkolwiek się to wszystko potoczy, chcę byście zostali dobrej myśli i wiary. Jeśli wygra Trzaskowski, najwyraźniej tak ma być. Włodzimierz Lenin słusznie podjął kiedyś temat konieczności dziejowej – pewne rzeczy muszą się wydarzyć, muszą wybrzmieć pewne procesy dla różnych przemian historycznych. Nic nie dzieje się przypadkowo, a pojęcie szczęścia lub nieszczęścia jest względne, zależy od sytuacji i punktu widzenia.

